sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział 1 DOPIERO SIĘ ROZKRĘCAM Czas na decyzję

NA POCZĄTEK CHCE PRZEPROSIĆ ZA NIEOBECNOŚĆ, ALE BYŁAM W  POLSCE,
WRÓCIŁAM I BYŁO DUŻO OBOWIĄZKÓW.
M.IN. BYŁAM NA KONCERCIE BIEBSA, PIĘKNE WSPOMNIENIA.



Orlando, Floryda
4 sierpnia 2010

Scooter:
Justin dziwnie zachowywał przed występem w Orlando- wiedziałem, że coś jest nie tak, ale nie wiedziałem co. Pokłóciliśmy się, a rzadko nam się to zdarza, zwłaszcza tuż przed wejściem Justina na scenę! Nawet już nie pamiętam, o co poszło, ale wiem, że nie było to nic ważnego. Jeden z moich kolegów usłyszał naszą sprzeczkę.
-Człowieku, jesteś pewien, że chcesz wrzeszczeć tak na niego chwilę przed rozpoczęciem koncertu?
- Nie rozumiesz! Kiedy Justin wchodzi na scenę, przełącza się na inny tryb i nic, co wydarzyło się wcześniej, nie ma na niego wpływu..- Byłem pewien swoich słów, wiec nie bałem się że nasza kłótnia przeszkodzi mu w występie.
I miałem racje - Justin był rewelacyjny. Mój kolega nie mógł uwierzyć, że chłopak mógł być przed koncertem tak wściekły, a jednak cała złość zniknęła w chwili, gdy wchodził na scenę, Mnie w ogóle to nie zaskoczyło. Dzieciak jest urodzonym artystą. Na scenie daje daje z siebie wszystko. Kiedy z schodzi, adrenalina jeszcze przez chwilę w nim buzuje, ale potem w końcu znów staje się zwykłym nastolatkiem. Muszę przyznać, że gnębiła mnie nasza kłótnia i chciałem wiedzieć, co się dzieje. Kiedy koncert się skończył, popatrzyłem na Justina i  zwołałem zebranie ekipy.
- Dlaczego?
- Przecież wiesz.
Zebrałem wszystkich potrzebnych ludzi do prywatnego pomieszczenia, spojrzałem na Justina i powiedziałem po prostu:
- Co jest? Dziwnie się zachowujesz. Co się z tobą dzieje?
Wtedy Justin zrobił coś, czego rzadko bywam świadkiem. Załamał się i zaczął płakać.
Kazałem wszystkim wyjść. Wiedziałem wyraźnie, że potrzebuje rozmowy w cztery oczy. Justin usiadł i powiedział mi, że nie podoba mu się sława i że nie może już znieść presji. Opowiadał o tym, czego nie może już robić, bo zawsze przed hotelem czeka na niego tłum wielbicieli. Gdzie nie pójdzie, ktoś się do niego pcha. Wyjaśnił mi, że z jednej strony uwielbia się spotykać z fanami, bo wie, że im na nim zależy, ale z drugiej jest też nieśmiałym szesnastolatkiem, który chciałby być zupełnie normalnym chłopakiem. On starał się jak najlepiej wyjaśnić co czuje, a ja starałem się go wysłuchać, żeby poczuł się bezpieczny i ważny.
Kiedy skończył mówić, wziąłem głęboki oddech i powiedziałem:
- Są dwa wyjścia. Albo możesz dalej być nastoletnią gwiazdą bez żadnych planów na przyszłość i jeszcze przez parę lat pozostaniesz na szczycie, a potem twoja kariera się skończy. Na zawsze. Albo możemy trzymać się aktualnego planu, czyli podążać śladami Michaela Jacksona; zrobisz długoletnią karierę, dzięki której będzie miał szansę osiągnąć coś, czego tylko on zdołał dokonać, czyli zostać gwiazdą do końca życia.
Jeśli chcesz być jak Michael Jackson, musisz pogodzić się z tym, że już nigdy nie będziesz normalny. To się nigdy nie skończy, a ty musisz zdawać sobie sprawę z tego, że świt stał się częścią twojego życia, tak samo jak ty stałeś się częścią życia swoich fanów. Nie mogę podjąć tej decyzji za ciebie, musisz teraz zdecydować kim chcesz być.
Justin przez moment był cicho. Może trochę zbyt cicho. Ale potem spojrzał na mnie i powiedział:
- Chcę spotkać się z Kobem Bryantem.
Trochę zaskoczyła mnie ta odpowiedź.
- Ze wszystkich rzeczy, jakie mogłeś powiedzieć, tego bym się nie spodziewał. Czemu chcesz spotkać Kobego Bryanta.
- Bo wydaje mi się, ze on całe życie próbował naśladować Michaela Jacksona i co by nie zrobi, nint nigdy nie przyzna, że go doścignął. A ja chcę wiedzieć, jak on sobie z tym radzi i czy warto.
Muszę przyznać, że miało to sens. Dlatego zgodziłem się i powiedziałem:
- Okej, załatwię ci spotkanie z nim.
Chwilę przed wyjściem z hotelu spojrzałem na Justina i powiedziałem:
- Cokolwiek postanowisz, nie złamię obietnicy, jaka złożyłem, gdy miałeś trzynaście lat.
- wiem.
Justin stal tuż przede mną, wiec mogłem spojrzeć mu w oczy.
- Będę cię zawsze wspierał, ale tez naciskał, żebyś był najlepszy. Tak długo, jak tylko tego będziesz chciał
Rzucił mi takie szczere spojrzenie, jakiego jeszcze nigdy u niego nie widziałem, i stwierdził:
- Nie przejmuj się i wiem, że tego chce. Tylko czasami jest mi ciężko.
I wiecie co? Miał racje. Czasami jest ciężko  ale takie bywa życie, a jeśli chcemy osiągnąć to, co najlepsze, musimy włożyć w to wiele pracy, determinacji i wytrwałości.
Gadaliśmy z Justinem do wpół do drugiej w nocy. W końcu się uściskaliśmy, jak zawsze, gdy zdarzy się tego typu sytuacja. Kiedy szykowaliśmy się do wyjścia, nie było już żadnych samochodów oprócz starej toyoty jednego z miejscowych. Stwierdziliśmy, że nikt nie przyjdzie do głowy że Justin jedzie takim wozem, wiec wsadziliśmy go na tylne siedzenie i ruszyliśmy do hotelu.
Od tamtej pory zawsze, kiedy robi się ciężko, przypominamy sobie Orlando. Justin nigdy więcej nie wspominał o takich problemach w ten sposób, ale czasami, że się pojawiają.
jednak w gruncie rzeczy Justin pogodził się z tym, jak wygląda jego życie i nauczył się czerpać z niego przyjemność. Minęły dwa lata i teraz dla Justina inne życie prawie nie istnieje.
Nasza rozmowa miała miejsce na dość wczesnym etapie jego kariery,w czasie naszych pierwszych trzydziestu koncertów, wiec rozumiałem jego troski. Wszystko było nowe i trochę przytłaczające dla każdego z nas. Od tamtej pory Justin występował na 180 arenach i stadionach, zaśpiewał dla prezydenta Stanów Zjednoczonych i jego rodziny trzy razy, a w czasie nocy sylwestrowej słuchał go ponad miliard ludzi z różnych zakątków świata. Stał się miedzy narodową gwiazdą. Ale mimo tych wszystkich osiągnięć dla mnie nadal pozostanie po prostu dzieciakiem.
Zawsze zachęcałem Justina, żeby starał się być prawdziwy. Z dumą mogę powiedzieć, że dzięki jego mamie i wszystkim tym, którzy byli przy nim od samego początku, Justin prowadził życie spójne i poukładane, żeby pozostać normalnym w nienormalnych warunkach. 



sobota, 16 marca 2013

Rozdział 1 DOPIERO SIĘ ROZKRĘCAM Być sobą

DZIŚ JEDEN Z ROZDZIAŁÓW KTÓRY NAJBARDZIEJ MNIE UJĄŁ, I PRZYZNAM SIĘ URONIŁAM Z LEKKA ŁZĘ   

Memphis w stanie Tennessee
31 lipca 2010

Już ponad miesiąc koncertowałem w ramach pierwszej części mojej trasy My World po Ameryce Północnej, kiedy moi przyjaciele Ryan i Chaz przyjechali do mnie ze Stratford. Scooter wpadł do pokoju hotelowego i przyłapał mnie na patrzeniu przez okno na parking na dole.
- Co z tobą? Wyglądasz jak najsmutniejszy koleś na świecie!
- Ryan i Chaz są na dole i jeżdżą na deskach - powiedziałem i odwróciłem się znów do okna, żeby popatrzeć, jak najzwyczajniej w świecie spędzali milo czas, kiedy tysiące moich fanów siedzących przed hotelem nie zwracali na nich najmniejszej uwagi.Widzicie, moi kumple cieszyli się wolnością, której ja już nie miałem. Chciałem zrobić coś normalnego i pojeździć z nimi na desce, ale wiedziałem, że jeśli dołączę do nich na dole, wybuchnie wielki chaos.
- Chcesz pojeździć na desce? - spytał Scooter.
- Jasne, ale rozumiem, że nie mogę. - Wiedziałem że Scooter dostrzega mój smutek, ale ja naprawdę rozumiałem... w pewnym sensie. Nie miałem już szans na normalne dzieciństwo. Próbowałem pokazać, że już dojrzałem i pogodziłem się z tym. Ale mimo to czułem sie paskudnie, jak złota rybka w akwarium, podczas gry moi kumple cieszą się wolnością.
Scooter nie lubi, gdy mam taki humor.
- No chodź. Bierz deskę. Idziesz pojeździć!
- CO?- Myślałem, że to żart, Nie było szans, żebym mógł zejść na dół, nie wywołując istnego piekła. Ale Scooter nalegał:
-Idziesz pojeździć na desce. Zaufaj mi.
Scooter miał chyba plan, wiec zrobiłem, jak kazał. Złapałem deskę i uśmiechając się szeroko, zeszliśmy na dół.
- Poczekaj tutaj.- Scooter uniósł ręce, dając im znak, żebym został a sam wyszedł, by pogadać z tłumem. Na sam widok Scootera lekko się podekscytowali. Praktycznie każdy z utuczających mnie ludzi stał się trochę sławny, wiec kiedy fani widzieli mojego kumpla Alfredo (zwanego Fredem), mojego dyrektora muzycznego Dana, Kenny'ego, Scootera, Allison albo kogokolwiek z ekipy, zupełnie wariowali. To szaleństwo, ale w pewnym sensie pozytywne, bo dzięki temu ja jestem poddawany trochę mniejszej presji. 
Scooter zaczął przemawiać do ludzi jak do przyjaciół, a nie fanów. Scooter zna ich, a oni znają jego, wiec jeśli o coś prosi, w większości przypadków udaje mu się to dostać. Czasami są tak głośni, że go nie słyszą. Tamtej nocy jednak byli wyjątkowo w porządku. 
- Słuchajcie. Widzicie tych kolesi tutaj? To przyjaciele Justina, Ryan i Chaz. Justin jest na górze i myśli, że nie może tak po prostu zejść i z nimi pojeździć  Wiemy, że szanujecie go na tyle, by mu na to pozwolić i dzielić się z nim ta chwilą. To dla niego bardzo ważne. Chce się z wami umówić. Justin zejdzie na dół i w odpowiednim momencie podejdziemy zrobić sobie z wami grupowe zdjęcie. I będziecie mogli przeżyć  coś co wielu fanów nie może liczyć. Będziecie mogli tej nocy zobaczyć Justina - zwykłego chłopaka, który spędza czas z kolegami. Nie będziemy do niego krzyczeć ani robić zdjęć. Nie będziemy prosić o autografy. Pozwolimy mu na ten jeden wieczór być zwykłym dzieciakiem. Umowa stoi?
A oni po prostu powiedzieli, że tak, umowa stoi.
Kiedy tylko Scooter zaczął odchodzić, jakiś fan krzyknął:
- Powiedz Justinowi, że chcemy, by był normalny.
Wyszedłem na zewnątrz i powiedziałem:
-Słyszałem to. Dziękuję. Dzisiaj będę zwykłym chłopakiem, naprawdę to doceniam. - To była szczera prawda.
Jeździłem na desce przez półtorej godziny, a wszyscy fani usiedli na chodniku obserwowali mnie w spokoju i ciszy.
Zgodnie z obietnicą po wszystkim podszedłem do nich i zrobiłem sobie  z nimi zdjęcia. Mam najwspanialszych fanów na świecie - i jestem wdzięczny za każdego z nich. Kiedy już zrobiliśmy wszystkie zdjęcia, podziękowałem im jeszcze raz i wróciłem do pokoju, żeby przygotować się do występu. Jest jednak coś zabawnego w tej historii. Kiedy pod hotelem nie ma moich fanów, tak naprawdę się denerwuję, bo wiedząc że tam są, jestem spokojniejszy. I kto wie, może będzie więcej tego typu historii i w którejś pojawicie się też i WY! Dzięki!

środa, 13 marca 2013

Jak bracia.

Scooter od początku we mnie wierzył. Kiedy tylko ogarniały mnie wątpliwości albo nie byłem pewien, czo coś mi się uda, on zapewniał mnie, że wszystko jest możliwe. Mówił:

"Tylko jedna rzecz jest w stanie cię powstrzymać: ty sam. Ludzie, którzy odpadają z tego biznesu, naprawdę utalentowani luzie, nigdy nie ponoszą klęski z powodu muzyki, ale osobowości. Skup się i nigdy nie patrz na to, co mówią inni. To nie jest twój problem, to jest ich problem. Dobre rzeczy nie przychodzą łatwo"

Scooter wiele mnie nauczył przez tych kilka lat. Dzięki jego radom udawało mi się skupić na celu i podążyć wytyczoną drogą. W kwestiach, których jako dzieciak nie rozumiałem, on wykazywał się mądrością i doświadczeniem. Dba o mnie tak bardzo, że czasami mnie to wkurza, ale wiem, że chce dla mnie jak najlepiej. Kiedy trochę podrosłem, zrozumiałem, że jego mądrość miała na mnie ogromny wpływ. Mam tez ogromne szczęście, że otaczający mnie ludzie są naprawdę rozsądni i nie rozpieszczają mnie na śmierć. To by było straszne, bo naprawdę chciałbym mieć szansę uczyć się na błędach innych. Poza tym mam najlepszą ekipę na świecie i to nie przez przypadek.
Moja relacja z Usherem wygląda tak, ze jestem dla niego jak młodszy brat. Kiedy pracujemy razem w studiu i Usher wchodzi do kabiny, w pewnym sensie przechodzę w tryb podziwu. Nagraliśmy razem duet do Under the Mistletoe. pt. The Christmas Song, a ponieważ jestem bardzo ambitny, chciałem zaśpiewać tak jak on. To był nasz pierwszy wspólny kawałek, odkąd przeszedłem mutację, ale chociaż jest jednym z moich muzycznych idoli, nie miałem zamiaru oddawać mu pola, wiec przyłożyłem się do tych niższych partii i odciążyłem je falsetem. Kiedy jednak słyszę, jak on śpiewa, i widzę, co jest w stanie zrobić, zawsze przypominam sobie, czemu traktuję Ushera jak mentora i dlatego zawsze będę jego wielkim fanem. Ale mam prawdziwe szczęście, bo mogę powiedzieć, że jest dla mnie najlepszym przyjacielem niż mentorem. Niesamowity z niego gość.
W pewnym sensie czuje się, jakbym miał starsze rodzeństwo, które kontroluje mnie, gdy zaczynam przekraczać granice. Scooter, Kenny, Fredo, Allison, Ryan, Matrix, Scrappy, Moshe, Mike i Dan- zawsze mnie wspierają i nie pozwalają, żebym naprawdę poważnie coś nabroił. Czasami się kłócimy, ale zawsze wiem, że każde z nich mnie wspiera, a ja wspieram ich.
Wszyscy razem stanowimy rodzinę, a nasza wspólna więź opiera się na lojalności i zaufaniu. Jesteśmy prawdziwymi braćmi.

sobota, 9 marca 2013

Rozdział 1 DOPIERO SIĘ ROZKRĘCAM Śpiewać dla prezydenta

Po raz pierwszy poproszono mnie, żebym zaśpiewał dla prezydenta Obamy i jego rodziny podczas koncertu z okazji Święta Bożego Narodzenia, 23 grudnia 2009 roku. Wykonałem Someday at Christmas Steviego Wondera. To był prawdziwy zaszczyt i jeden z niewielu momentów, kiedy zżerała mnie trema. Jeśli obejrzycie nagranie, poznacie to po moich rękach, bo nie miałem pojęcia, co z nimi zrobić. Bylem jak Will Ferrell w Talladega Nights! Trochę się tez martwiłem o swój głos - nadwyrężyłem gardło w czasie trasy i bałem się, że nie będę mógł śpiewać. Dosłownie miałem zakaz mówienia aż do momentu wejścia na scenę.
Wszyscy wiedzą, że jestem osobą mocno wierzącą, więc czułem w sercu, że cokolwiek się wydarzy, Bóg będzie ze mną- i rzeczywiście tak było. Tuż przed tym jak wkroczyłem na scenę, cała moja trema nagle zniknęła  Wiedziałem, ze Bóg wysłuchał moich modlitw i nie opuści mnie w trakcie występu. Dlatego tamtej nocy czułem się, jakby prezydent nie był jedynym potężnym kolesiem, który mnie wtedy słucha- czułem się, jakbym śpiewał również dla Boga. To się nazywa publiczność! Zero presji.
Mino to zdarzyło się coś przedziwnego. Kiedy tylko zacząłem śpiewać, usłyszałem, że mój głos brzmi całkiem nieźle. Już wiele razy wykonywałem Someday at Christmas w kościele, więc świetnie  znałem tę piosenkę. I chociaż wiedziałem, że lepiej nie nadwyrężać gardła, pod koniec utworu poczułem, że powinienem spróbować wysokiego dźwięku- i tak zrobiłem. Spróbowałem i się udało- Pan był ze mną! Śpiewanie dla prezydenta było czymś szczególnym, ale spotkanie z nim później było jeszcze bardziej wyjątkowe. Wszyscy ściskali jego dłonie i witali się bardzo formalnie, a ja tylko powiedziałem: "Co tam słychać?" - i podałem mu rękę jak kumplowi. Całe szczęście uznał, to za zabawne!
Rodzina prezydenta była chyba zadowolona z występu, bo zaprosili mnie znów w czasie Wielkanocy w 2010 roku. Poszedłem ze Scooterem, mamą i Kennym Hamiltonem (moim menadżerem i byłym ochroniarzem). Kiedy skończyliśmy szukać jajek wielkanocnych, zapytano nas, czy chcielibyśmy przejść do Gabinetu Owalnego na spotkanie z prezydentem. Musicie przyznać że to już jest coś! Kiedy tam poszliśmy, Kenny powiedział prezydentowi, że służył w marynarce wojennej i poprosił o wspólne zdjęcie. Kiedy pozwolili, prezydent podziękował Kenny'emu za służbę w kraju. Kenny się dosłownie rozpłakał, wychodząc z pokoju- to były łzy dumy i wdzięczności za słowa prezydenta.
Prezydent Obama to naprawdę fajny koleś i po tamtym dniu zrozumiałem, czemu tak wielu ludzi go ceni.




piątek, 8 marca 2013

DOPIERO SIE ROZKRĘCAM cześć pierwsza NOWY JORK


O tak, poczułem w powietrzu wyzwanie i miałem zamiar je podjąć choćby kosztowało mnie to mnóstwo pracy.
Oczami wyobraźni widziałem nas rzucających wyzwanie całemu światu, i wiedziałem, że jeśli uda mi się zapełnić Madison Square Garden, udowodnimy, że mogę wszystko. Dlatego, chociaż nie było łatwo, mieliśmy zamiar tego dokonać.
Ku naszemu zaskoczeniu, dokładnie rok później Scooter przyszedł do mnie z wieścią, że udało nam się sprzedać bilety na amerykańska trasę w dwa dni, a na koncert w Madison Square Garden w dwadzieścia dwie minuty.
W pierwszej chwili rzuciłem tylko:
- Że co ?
Chociaż tak ciężko pracowałem, nadal nie bardzo rozumiałem, co Scooter do mnie mówi. Dlatego zapytałem:
- To dobrze czy źle?
-Mały, to dobrze naprawdę dobrze. Tylko najlepsi wykonawcy mogą wyprzedać bilety na cała trasę w dwa dni, a tylko najlepsi z najlepszych mogą tak szybko zapełnić MSG. Jestem z ciebie dumny.
Choć osiągnęliśmy nasz cel i wyprzedaliśmy bilety w Madison Square Garden, tak naprawdę nigdy tego nie uczyniliśmy  bo to dopiero pierwszy krok. Teraz musieliśmy stworzyć wspaniałe show, które trwale zapisze się w pamięci wielu moich fanów. Po raz pierwszy bylem gwiazdą trasy koncertowej i musiałem udowodnić wszystkim, ze stać mnie na to, by mieć własne show. Żeby ludzie chcieli wrócić na następna trasę i następną, i następną. Ta trasa zorganizowana była w równej mierze dla naszych fanów, co dla nas.
imageRozpoczęliśmy koncert w XL Center w Hartford w stanie Conncticut 23 czerwca 2010 roku i zagraliśmy jeszcze trzydzieści osiem koncertów, zanim trafiliśmy do MSG 31 sierpnia. Jeśli oglądałeś film Never Say Never (Nigdy nie mów nigdy), macie całkiem niezłe pojęcie, jak wyglądały tamte dni. A jeśli go jeszcze nie widzieliście, koniecznie to nadróbcie! To naprawdę świetny sposób, żeby zobaczyć, jak wygląda trasa- jak wiele radochy sprawia nam przygotowywanie koncertów i spotkania z fanami, ale też jak wielka ciąży na nas presja.
Moje gardło kiepsko znosiło tak częste występy i gdy zbliżał się koncert w Nowym Jorku, śpiewałem coraz gorzej. Mniej więcej tydzień przed występem lekarze kazali mi oszczędzać głos miedzy koncertami, inaczej ryzykowałem trwały uszczerbek na zdrowiu. Chociaż nie mogłem mówić, mogłem pisać, wiec komunikowałem się za pośrednictwem Twittera i mojej ekipy, która gadała zamiast mnie.
Rzadko się czegoś boję, ale tamtego wieczoru martwiłem się trochę, ze nie będę i szczytu swoich możliwości  Chcę, żeby wszystkie moje koncerty były doskonałe, ale ten w MSG miał dla mnie szczególne znaczenie. Wiele zależało od tamtego koncertu, nawet jeśli tylko ja wiedziałem, jaki był prawdziwy powód.
Chociaż nie bylem w stu procentach  zdrowy, lekarze pozwolili mi na występ. Dlatego wieczorem 31 sierpnia 2010 roku stanąłem na jednej z najsłynniejszych scen świata i powiedziałem:
- Co tam słychać w Nowym Jorku? Witajcie w moim świecie. Będziemy się dzisiaj świetnie bawić. Przygotowałem dla was mnóstwo niespodzianek! - Bylem naprawdę podekscytowany, że gram w Madison Square Garden, a do tego przyszło mnóstwo fanów, by wspierać mnie w tak ważnym punkcie mojej kariery. Chciałem pokazać im show, którego nigdy nie zapomną, wiec przyszykowałem kilka niespodzianek, które - maiłem nadzieję - zaprą im dech w piersiach.
imageNa scenie dołączyły do mnie największe gwiazdy, w tym Usher, Boyz II Men, Ludacris, Sean Kingston, Jaden Smith i Miley Cyrus. Koncert był świetny a publiczność wspaniała. Tak jak śpiewa Frank Sinatra, "Jeśli dotarłeś tutaj, możesz dotrzeć wszędzie" (If you can make it there, you can make it anywhere). Byłem bardzo dumny, bo przez caly tydzień o naszym show pisano w nowojorskiej prasie i na blogach jako o jednym z największych wydarzeń w MSG. Ludzie byli zachwyceni.  Nawet po raz pierwszy zaczęto mnie porównywać do mojego idola, Michaela Jacksona. Bylem w siódmym niebie.
W czasie całej trasy koncertowej zapowiadałem swój kawałek "Never Say Never", dzieląc się z publicznością moim mottem.
- W Waszym życiu pojawiają się chwile, kiedy ktoś okłamuje Was, mówiąc, że nie możecie czegoś zrobić. Oto co im powiem "NIGDY NIE MÓW NIGDY (Never Say Never). - Te słowa nigdy nie znaczyły dla mnie tyle, co tamtej nocy. Koncert w Madison Square Garden był jedną z najważniejszych chwil w mojej karierze i nigdy go nie zapomnę

czwartek, 7 marca 2013

Początek

Kiedy byłem mały, nie miałem ambicji zostania gwiazdą. Chciałem być zwykłym dzieciakiem, który robi zwykłe rzeczy. Zacząłem wrzucać filmiki na YouTube'a, kiedy miałem zaledwie dwanaście lat, żeby moja rodzina mogła usłyszeć, jak śpiewam. Nie sądziłem, że wykluje się z tego coś wielkiego. Rany, my tylko opublikowaliśmy wideo, a miesiąc czy dwa później, zupełnie znikąd, nagle zaczęły je oglądać całe tłumy. Pochodzę z małego kanadyjskiego miasteczka Stratford, liczącego trzydzieści tysięcy mieszkańców, wiec to wszystko jest jeszcze większym szaleństwem, niż mogłoby się wydawać. Zawsze myślałem, że zostanę jakimś stolarzem albo może kiedyś założę własną firmę. Gwiazdorstwo w ogóle nie przyszło mi do głowy. Było tak prawdopodobne, jak wizyta na księżycu albo wygrana na loterii. Ale minęło parę lat i jako czternastolatek nie śpiewam już tylko dla rodziny- słucha mnie cały świat. Cała reszta to już  historia.
Kiedy pierwszy raz publikowałem swoje filmiki, nie prosiłem o niczyja pomoc. Gdyby tak było, pewnie byśmy z mamą wyjechali z naszego miasteczka do Los Angeles, żeby ktoś mógł mnie odkryć na przesłuchaniach czy castingach. Nigdy w życiu. Nie taka drogę obraliśmy i nie w taki sposób udało mi się dotrzeć tam, gdzie teraz jestem.
Wielu ludzi myśli, ze stałem się gwiazdą z dnia na dzień, ale to nie do końca prawda. Oczywiście minelo tylko pięć lat, ale spędziłem je ciężko pracując, a praca ta kosztowała mnie wiele czasu, wyrzeczeń i ciągłego zaangażowania. Poza tym pięć lat z życia osiemnastolatka to naprawdę sporo. Niektórzy myślą, że ta ciężka praca jest, cóż zbyt ciężka. A ja? A ja nie znam innego życia i wiem, że to najważniejszy składnik przepisu na sukces. Tak bardzo lubię to, co robię, ze nie poświęcam zbyt wiele czasu na sen. Wolę ciężko pracować, robiąc, co do mnie należy  i starać się zostać dokładnie takim wykonawcą, jakim che być. Chce być świetny w tym, czym się zajmuję- chce zostać najlepszym piosenkarzem na całym świecie. Żeby to osiągnąć, muszę wciąż starać się być lepszym, być dobrym dla innych, szanować ich, a przy tym pracować ciężko i wytrwale, Chciałbym stać się takim człowiekiem bez względu na to, czy będę sławny.
Ludzie wciąż mnie pytają, jak tego dokonałem. No wiecie, jaki jest mój sekretny sposób na sukces. Powtarzam im, żeby nie bali się robić tego, co ich poraża albo co wydaje im się zbyt trudne. Bierzcie przykład ze mnie i z zapałem podejmujcie wyzwania, korzystając z okazji, a sami zobaczycie, jak szybko zmieni się Wasze życie.
imageBez Was, bez moich fanów, daleko bym nie zaszedł. Dzięki Wam robię to, co kocham. Bez waszego oddania i wsparcia nie byłbym w stanie dalej nagrywać i dzielić się swoja muzyką z całym światem. Gdziekolwiek jestem cokolwiek robię, próbuję zawiązać kontakt z jak największą liczba fanów- a to jest dla mnie najważniejsze.
Zawsze utrzymywałem z wami bezpośredni kontakt, bo każdy z was pomaga mi osiągnąć te cele, które sobie wytoczyłem, Nie mam wątpliwości, że wszyscy mieliście wpływ na każdy etap tej szalonej podróży. Kiedy jest mi źle, to Wy mnie pocieszacie. Jest dokładnie tak jak śpiewam w piosence Believe- która mówi o tym, jak wiele zawdzięczam swoim fanom, a każde słowo to szczera prawda. Za pomącą tej książki, chciałbym pokazać Wam, jak to wszystko wyglądało z mojej perspektywy, i jak pomogliście mi to przetrwać.
Dzielę się z Wami historią mojej podróży to kolejny jej etap- kolejny rozdział pisany wspólnie z Wami. Lubię o tym opowiadać, bo w tedy mogę pokazać ludziom, że wszystko jest możliwe  o ile tylko wierzą w siebie i w swoje możliwości.
Moja książka opisuje moje życie w trasie i poza nią  Mam nadzieję, że ta przepustka za scenę Wam sie spodoba, bo dzięki niej zerkniecie za kurtynę mojego świata. Naprawdę jestem jednym z największych szczęściarzy na tej planecie, bo każdego dnia budzę się by robić to, co kocham najbardziej- jeździć w trasy, śpiewać i nagrywać muzykę, podróżując po całym świecie. Ale przede wszystkim budzę się codziennie pełen wdzięczności za to, że jesteście i wierzycie we mnie. Byliście ze mną od samego początku i nigdy tego nie zapomnę. Dzięki Wam każdego dnia spełniam swoje marzenia.
Zwykłe "dziękuję" nigdy nie będzie w stanie wyrazić tego jak bardzo Was cenię ale z całego serca dziękuję Wam za Wasze wsparcie. Robimy dalej to, o robimy, a będziemy mogli nadal wspólnie spełniać to marzenie. Uważajcie, bo ja dopiero się rozkręcam.